niedziela, 26 lipca 2015

Prolog * Summer *

     Zeszłam na dół słysząc kroki. Wszyscy spali i obawiałam się najgorszego. Wzięłam nóż, który zawsze trzymam pod łóżkiem.
Trzymałam go tam odkąd któregoś razu ktoś próbował włamać nam się do domu.
     Calum wrócił z imprezy, więc pewnie śpi w najlepsze, a rodzice wrócili z delegacji i chyba też im się nie marzy wychodzić o 3 z łóżka. Nagle usłyszałam krzyk mojej mamy, strzał a potem śmiech. Złowrogi, który przyprawił mnie o ciarki. Stanowczo męski. Kiedy zbiegłam po schodach moim celem była sypialnia rodziców.
      Rozejrzałam się uważając by nie wyskoczył na mnie jakiś psychol, którego się spodziewałam. Kiedy weszłam do sypialni to zamarłam w bezruchu. Moja mama leżała na podłodze cała w krwi o ojciec klęczał i płakał nad nią. Na podłodze leżało szkło. Czyli uciekł przez okno. Mama krwawiła i został postrzelona w głowę. Uklękłam i byłam cała w krwi mojej rodzicielki.  Długo się nie zastanawiając szybko zadzwoniłam na pogotowie. Po chwili usłyszałam syreny pogotowia i policji. Pojechałam w karetce cały czas trzymając mamę za rękę i płacząc. Tata pojechał z Calumem ponieważ ja nie mam prawa jazdy a mój kochany braciszek był pijany. Ratowicy obwiązali ranę jakimś bandarzem i reanimowali ją. Miała podłączone do siebie mnóstwo kabelków. Dojechaliśmy na miejsce w 10 minut. Lekarze odrazu wzięli ją na operację. Po chwili dojechał tata z Calumem, który odziwo przyjmował informacje i myślał trzeźwo.
-Gdzie jest mama? - zapytał tata
- Lekarze wzięli ją na operację. Rozpłakałam się i zakryłam twarz rękami. Nagle obok mnie ktoś usiadł i przytulił. 
- Ej,siostra - przytulił mnie mocniej - nic jej nie będzie. 
Chciałabym żeby tak było. Nagle na korytarz weszli policjanci. Wzięli mnie i tatę na przesłuchanie. Jechaliśmy radiowozem i tata zaczął płakać ze mną. Dojechaliśmy po chwili, ponieważ w Nowym Yorku komisariat jest 15 minut drogi od szpitala.  Weszliśmy na salę i przygrubawy ( Ba, gruby ) policjant jak z Amerykańskich filmów rozpoczął przesłuchanie. Pytał o to co się wydarzyło i czy widzieliśmy włamywacza. Wróciliśmy z tatą do szpitala zalewając się łzami. Podeszliśmy do Caluma, który dalej czekał. Był wyraźnie zdenerwowany. Usiadłam obok niego i zaczęliśmy czekać. Minęły 3 godziny i robiło się jasno, gdy podszedł do nas lekarz. Mój brat wstał i zapytał lekarza o stan mamy.
- I jak? Przeżyje?
- Proszę jednego członka rodziny - spojrzał na tatę, a ten odrazy wstał i poszedł za lekarzem. Siedzieliśmy w długim korytarzu, na którego końcu znajdowały się szklane drzwi i kilka sal operacyjnych. Ściany były jasno niebieskie. Po chwili tata wrócił i usiadł na krzesełku obok nas. Rozpłakał się jak dziecko.
- Ona...Ona... - zająkał się co utwierdziło moje przekonania - nie żyje.


*******************************
Hej :D. Witam was w prologu mojego opowiadania. Mam nadzieję że wam się podoba. Czytasz=komentujesz. Dzięki za przeczytanie, Bay :*.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz